Ks. Kazimierz Skwierawski

To dążenie niech was ożywia  

Moi drodzy, słuchając dzisiejszej liturgii, mamy możliwość obserwować zderzenie dążeń człowieka z dążeniami Boga.

Dążenia człowieka, jak słyszeliśmy w Ewangelii, zostały wypowiedziane niezwykle ostro; jest to całkowite skoncentrowanie się na samym sobie, zainteresowanie tylko tym, co jest ziemskie: związane z pracą i życiem osobistym – z zupełnym wykluczeniem z tego Pana Boga. Takie są dążenia człowieka. Natomiast św. Paweł przypomina nam o dążeniu Boga, które w tak nieprawdopodobny sposób objawiło się w Jezusie Chrystusie.

Jakie jest to dążenie, które jest w Chrystusie, Bogu naszym? Ono jest całkowicie skoncentrowane na człowieku! Jedynym, moglibyśmy powiedzieć: totalnym,  pragnieniem Boga jest człowiek. Przecież mówimy o Tym, przez Którego wszystko się stało, i bez Którego nic się nie stało, co się stało (por. J 1, 3). To dążenie ożywia Boga nieustannie, a rozkwitło, kiedy nadeszła pełnia czasu – kiedy pojawił się Syn Boży na ziemi, kiedy się stał człowiekiem. On właśnie wtedy w najbardziej radykalny sposób wyraził swoje dążenie: że chce być Emmanuelem – Bogiem z nami; że w ogóle nie wyobraża! sobie innej sytuacji. I to pragnienie jest tak radykalne, że ono się zrealizowało nie tylko w tajemnicy wcielenia, ale również w tajemnicy odkupienia. Bóg nie tylko ogołocił się ze swego Bóstwa w ten sposób, że stał się człowiekiem, ale zajął w człowieczeństwie ostatnie miejsce: opuszczony, wzgardzony, wyszydzony – i jeszcze pragnący znieść dla człowieka niewymowne cierpienie, takie, o którym nie jesteśmy w stanie nic! powiedzieć. 

Święty Paweł nam o tym przypomina i wzywa: To dążenie niech was ożywia; ono też [było] w Chrystusie Jezusie (Flp 2, 5). To jest coś niezwykłego, kiedy sobie uświadomimy wagę zaproszenia, jakie zostało skierowane przez Boga pod naszym adresem. Skoro jesteśmy Jego uczniami, skoro się do Niego przyznajemy – trudno, żeby nas ożywiały jakieś inne dążenia. Chodzi o to, żeby coraz bardziej nas ożywiało właśnie to! dążenie.

Wspominamy dzisiaj św. Karola Boromeusza. Posłuchajmy, co ma nam do powiedzenia: ‹‹Jeśli płomień Bożej miłości zapalił się już w tobie, nie odsłaniaj go pochopnie, nie chciej wystawiać go na wiatr. (…) Oznacza to: uciekaj, jak dalece możesz, przed rozproszeniami, trwaj w skupieniu przed Bogiem, unikaj próżnych rozmów››[1]. To dążenie, które było w Chrystusie, które ma nas ożywiać, ma swoją szczególną przestrzeń: jest to przestrzeń obcowania z Bogiem, przestrzeń nie wystawiania się na to, co mogłoby mi zdmuchnąć płomień miłości, który został rozpalony we mnie przez samego Boga.

I pisze dalej św. Karol: ‹‹(…) staraj się, przede wszystkim, abyś przepowiadał życiem i obyczajami, aby inni nie szydzili z twych słów i nie potrząsali głowami, widząc, że co innego głosisz, co innego zaś czynisz››[2]. Dzisiejszy patron jakby rozkłada na czynniki pierwsze to dążenie, które winno w nas być. A więc z jednej strony: obcowanie z Bogiem sam na sam, z drugiej zaś: życie, które jest odzwierciedleniem – albo inaczej: sprawdzianem – mojego prawdziwego obcowania z Nim. Byłoby czymś absolutnie niezrozumiałym, gdybym nie czynił tego, do czego się przyznaję.

I dalej: ‹‹Nie chciej (…) zaniedbywać siebie samego i nie udzielaj się tak bardzo wokoło, aby dla ciebie już nic nie zostało. Masz bowiem pamiętać o duszach, którym przewodzisz, ale nie tak, abyś zapomniał o swojej własnej››[3].

Moi drodzy, są wśród nas osoby z Apostolatu Konających, które niewątpliwie  bardzo mocno ogarnęło dążenie Chrystusowe. Wśród różnych swoich wymiarów przybrało ono i ten, że się pochylamy nad człowiekiem konającym. Czynimy to w tej intencji, żeby nie było tak, jak słyszeliśmy w zakończeniu Ewangelii: (…) Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty (Łk 14, 24). To jest właściwy wymiar działań członków Apostolatu Konających: nie chcę w żaden sposób do tego dopuścić. Dlatego uczestniczę w tej uczcie, którą Chrystus zastawił dla nas, żeby moje dążenia się tak umocniły i żebym je w sobie tak ożywił, aby ci wszyscy nasi konający bracia i siostry, za których się modlimy, do których idziemy, mogli odejść z tego świata pojednani z Bogiem – oczyszczeni.

To jest niezwykle piękne dążenie. Ale właśnie w tym kontekście trzeba nam przyjąć przestrogę św. Karola Boromeusza: ‹‹(…) nie tak, abyś zapomniał o swojej własnej [duszy]››. Niewątpliwie, mając tak szlachetne intencje, modląc się i ofiarując, działam z wielką korzyścią również na rzecz swojej duszy.

Moi drodzy, za tydzień będziemy wspominali św. Marcina z Tours. Warto posłuchać bardzo pięknego świadectwa o jego śmierci. Kiedy już rozstawał się z tym światem, mówił tak do zgromadzonych wokół siebie: ‹‹(…) „Pozwólcie mi, bracia, pozwólcie, patrzeć raczej w niebo niż na ziemię, aby moja dusza, która ma wyruszyć do Pana, przyjęła właściwy kierunek”. To powiedziawszy, ujrzał stojącego obok szatana. Wtedy rzekł: „Na co czekasz, krwawa bestio? We mnie niczego nie znajdziesz, przeklęty; mnie przyjmie łono Abrahama”. Z tymi słowami oddał ducha niebu. Szczęśliwy Marcin zostaje przyjęty na łono Abrahama. Marcin ubogi i pokorny wstępuje do nieba jako bogaty››.[4]

To bardzo pouczające świadectwo. Żeby nasza wędrówka ziemska mogła się skończyć szczęśliwie, musimy mieć właściwy kierunek: patrzeć w niebo. Tak jak wzywa św. Paweł: (…) szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po prawicy Boga (Kol 3, 1). Mając taki kierunek, nie przelękniemy się, jeżeli stanie obok nas ten, który chce naszej zagłady. Święty Marcin rozprawia się z nim w sposób wzorcowy: ‹‹We mnie niczego nie znajdziesz››. Zauważmy, że mówi takie same słowa, jakie wypowiedział Jezus: Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie (J 14, 30).

Cała istotna treść posługi członków Apostolstwa Konających właśnie do tego zmierza: żeby każdy człowiek, odchodząc z tego świata, miał spojrzenie utkwione w Chrystusie; żeby mógł z takim pokojem, determinacją i ufnością oddawać się Bogu, i z taką pewnością! odrzucać wszelkie zakusy szatana.

Dziękujmy Bogu za to, że są wśród nas ludzie, których właśnie w taki sposób ożywia dążenie, które było w Chrystusie Jezusie – którzy mają na względzie swoich braci tak, jak ma ich na względzie nasz Pan.

 


[1] Św. Karol Boromeusz, [w]: Liturgia godzin, cz IV, str. 1330.

[2] Tamże.

[3] Tamże.

[4] Z listów Sulpicjusza Sewera, [w]: Liturgia godzin, cz IV, str. 1338.