Napisz świadectwo
Jeśli chcesz, napisz kilka słów o swoim doświadczeniu modlitwy, Dnia Pokutnego, o doznanej łasce...
Zachęcam, bo warto pokazać innym TWÓJ piękny świat!
Pisz na adres mailowy: kontakt@apostolatratunkukonajacym.pl
Ks. Piotr Mikołaj Marks
W październiku 2012 roku modliliście się za moje córeczki. Na końcu wkleiłam przypomnienie intencji. Wikusia zmarła w dniu swoich pierwszych urodzin. Gabrysia pozostała ze mną. Rozwija się prawidłowo, ale by żyć musi być stale podłączona do tlenu. Lekarze dają nadzieję, że kiedyś zacznie samodzielnie. Po śmierci Wiktorii poczułam żal do Boga. Do dziś borykam się z tym wszystkim a i w małżeństwie nie układa się najlepiej. Wiem, że nie mogę winić Boga za swoje niepowodzenia. Wiem, że dla Gabrysi muszę się z tym wszystkim uporać. Piszę by podziękować za modlitwę. Nie mogę napisać, że stał się cud. Modlitwa nie dała mi tego o co prosiłam, ale mam nadzieję, że Bóg
wie co robi. Muszę Mu zaufać. Dziękuję Wam. Katarzyna
Intencja: o zdrowie dla śmiertelnie chorych trzymiesięcznych bliźniaczek Gabrysi i Wiktorii oraz o
uzdrowienie małżeństwa Katarzyny, które w tych trudnych chwilach przechodzi kryzys
1. Poniedziałek: Urszula Ch. z Krakowa
2. Wtorek: Krystyna G. z Krakowa
3. Środa: Elżbieta N. z Krakowa
4. Czwartek: Grzegorz Ś. z Wrząsowic
5. Piątek: Joanna P., Anglia
6. Sobota: Helena Z. z Krakowa
Start Postu i Modlitwy 40 Dni: 15.10. A.D.2012 Koniec: 23.11.A.D. 2012
Kolejne owoce ARKi. Podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu 6.12.2013 r. modląc się m. in. w intencji bardzo chorego Romualda – brata męża, coraz bardziej duszącego się rozrostem raka płuc, wielbiłam Jezusa w Najświętszym Sakramencie i bardzo pragnęłam, żeby chory miał szansę przyjmowania Jezusa Eucharystycznego. Obie z Basią modliłyśmy się o dobre rozwiązanie dla niego, a imię leżało napisane w koszyczku.
Przez poprzednie lata każdej niedzieli uczestniczył we Mszy Świętej. Gdy rok temu miał operację guza mózgu, wtedy w szpitalu ostatni raz przyjmował Komunię Św. Później cały rok bratowa skrzętnie kryła przed mieszkańcami swojej wsi informację o jego poważnym stanie zdrowia, nawet z siebie wypierała tą prawdę. Lekarza na wizytę domową wzywała, rozumiała tą potrzebę. Ale księdza wezwać do 58 – letniego chorego – to tak jakby wobec wsi na siłę oczekiwać jego umierania. Taka mentalność… Osaczana ciągle byłam zastrzeżeniami żony chorego: oby nikt we wsi nie dowiedział się, że źle z Romka zdrowiem. Mój niepokój nasilał się wraz z oczywistym postępowaniem choroby.
Uspakajała mnie ufnymi radami koleżanka Basia z Krakowa: trzeba Ramka podawać do KzK, co jakiś czas, a Pan rozwiąże wszystko pomyślnie. 11 grudnia, a więc za 5 dni po Adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie w dziele ARKi stan choroby tak nasilał się, że po wizycie na onkologii Romek został pacjentem pulmonologii tu w Lublinie, 100 km od domu rodzinnego. Pomimo, że położyli go z braku miejsc na oddziale gruźliczym, cieszyłam się, że będę u niego tyle razy, ile tylko będzie potrzeba, oczywiście równocześnie pracując. Ta sytuacja była wielką łaską Pana Jezusa dla mnie, by stopniowo pomóc Romkowi zrozumieć wolę Bożą wobec niego i zbliżający się koniec doczesnego życia. Gdy zostaliśmy pierwszego dnia sami w Sali, a na Sali chorych stanął przed nami kapelan szpitalny, cieszyłam się jakby sam Pan Jezus stanął przed nami. Na drugi dzień Romek przyjął wiatyk.
Przybiegałam po 2 – 3 razy dziennie karmić go, w ostatnie dwie noce siedziałam przy nim, by dać mu poczucie bezpieczeństwa i szansę przygotowania duszy na spotkanie to najważniejsze z Panem Jezusem. Jakie to szczęście, że dusza ma szansę nie umierania – tłumaczyłam z głębokim przekonaniem. Wzywałam żonę z synami, żeby mogli widzieć się z umierającym w ciągu dnia, a w bratowej wzrastała złość, że co za leki mu dają, skoro nie zdrowieje. Intensywnie też modliłyśmy się z Basią i jej ciocią o uwolnienie jednego z ich synów Tomka z choroby alkoholowej, co było również niesamowitym obciążeniem dla chorego. Podczas każdego mojego pobytu u chorego sięgałam sercem i duszą do Łagiewnickiej Kaplicy Adoracji i Serca Pana Jezusa w Hostii. Ten pomost duchowy trwał nieprzerwanie.
Modliłam się „Jezu, jeśli jest Twoją wolą, żebym w Noc Bożego Narodzenia witała Cię w Sali chorych z Romkiem i również bardzo chorym 64-letnim Januszem, to nie będę rozpaczała za kolejną pasterką w kościele” – mówiłam w modlitwie, biegnąc przez szpitalne podwórko dzień przed Wigilią po godz. 17-ej na nocny dyżur do Romka. Gdy weszłam na salę, zauważyłam, że Romek ma bardzo płytki oddech. Przy żonie i synu Tomku obcięłam Romkowi paznokcie, umyliśmy go. Z radością i ufną wiarą obaj panowie wypili po łyżce wody przyniesionej przeze mnie z cudownego źródełka w Lourdes, przywiezionej i danej mi tego dnia przez moją pracownicę. Ufnie mówiłam: Matko Boża prowadź ich do Jezusa. Zostałam sama z dwoma chorymi, ale i ufną wiarą w łączność z Jezusem Eucharystycznym całodobowo czuwającym z otwartym Sercem dla konających. Czułam też opiekę modlitewną ks. Piotra. Od wielu dni Romek nie kładł się, bo w pozycji leżącej nasilało się duszenie. O godz. 19.20 Romek oparł się jak ufne dziecko głową na moim ramieniu i cichutko odszedł do Pana. Zmówiłam koronkę, a chory Janusz połowę różańca. Wtem Janusz zaczął odchodzić. Wysłałam go natychmiast do KzK. Pielęgniarka coś mu podała chyba wyciszającego.
Gdy zabrano po dwu godzinach ciało Romka do zakładu pogrzebowego, nie miałam żadnej wątpliwości, że Matka Boża zaprowadzi tej nocy do Syna również Janusza. Oboje z mężem żegnaliśmy się z Januszem, którego polubiliśmy. Na zroszonym potem czole zrobiłam mu znak błogosławieństwa. Podałam butelką z napojem. Mąż uścisnął mu dłoń, uścisk na całą wieczność. Odszedł do Pana o godz. 3 rano.
Z obejmowanych osób moją modlitwą 6 grudnia – Iwonka leży w hospicjum nadal nieprzytomna, a Marysia po kolejnej ósmej operacji wraca do zdrowia. Wszystko w Twojej mocy Chryste!
Dziękuję Panu Jezusowi za dzieła ARKi i ich wielką pomoc w posłudze konającym. Basi dziękuję za dar wspólnej modlitwy i ciągłe lekcje drogi z Jezusem.
Sabina.
Straż Adoracji Najświętszego Sakramentu, noc, 6 grudnia 2013.
6 grudnia, północ i moja przeogromna radość. Przyjechałam z Lublina, by razem z Basią z Krakowa uczestniczyć osobiście w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem w Kaplicy Wieczystej Adoracji. Byłam bardzo szczęśliwa, wkładając białą kamizelkę z napisem Apostolat Ratunku Konającym. Tak bardzo pragnęłam podziękować Panu Jezusowi za tyle łask dla podopiecznych naszego hospicjum i mojemu towarzyszeniu odchodzącym w tym wyjątkowym odcinku życia. Dziękowałam za łaskę spowiedzi, Komunii Świętej i Sakramentu Chorych dla zmarłej pod koniec listopada koleżanki Krystyny – dosłownie dzień przed śmiercią, po wielu latach jej obojętności wobec Pana Boga. Za szansę dla jej matki i córek ujrzenia Bożego wymiaru ich życia i przystąpienia do Spowiedzi i Komunii św. z okazji pogrzebu. Pragnęłam też modlić się dla bardzo chorych na chorobę nowotworową Marysię, Iwonkę, Zdzisława i brata mojego męża Romualda. Prosiłam, by Pan Jezus w ich chorobie dał ulgę w cierpieniu i dla ich duszy ujrzenia Swojej Miłości w wymiarze wieczności. Także modliłam się za różnych konających w tym czasie.
Obie z Basią usiadłyśmy w ławce. Z zewnątrz dolatywały odgłosy hulającego wiatru. Z duchowym namaszczeniem wpatrywałam się w otoczoną niewysłowioną jasnością Hostię Jezusa w Najświętszym Sakramencie i płomień Ognia Miłosierdzia. Na samym początku adoracji ze wzruszeniem spojrzałyśmy z Basią na siebie słysząc bardzo wyraźny, dochodzący jakby z Monstrancji głos bijącego Serca, znany mi z badania echa serca męża. Wyraźny głos bicia serca słyszałam przez kilkanaście minut, a mnie na myśl przyszło, że to kochające, szeroko otwarte, miłosierne Serce Pana Jezusa. Pomyślałam też o Sercu ks. Piotra i znaku błogosławieństwa dla sensu tej, jakże misyjnej pracy w dziele Bożego Miłosierdzia – ratowanie dusz na wieczność. Pomyślałam też o sercach osób zmarłych i tych, których ziemskie bicia dobiega kresu. W intencji zdrowia ks. Piotra zmówiłyśmy Koronkę. Kolejną koronkę mówiliśmy wszyscy, gdy burza i wichura nasiliła się po godz. 3 rano. Tu nikogo z nas nie trzeba było by przekonywać o mocy modlitwy.
Na początku dłuższą chwilę siedziałam w modlitewnym milczeniu i słuchałam głosu Pana Jezusa, również w moim sercu, bo to On moje pragnienia i intencje zna bardziej niż ja sama. Zna moją drogę wzrastania w dziele rozumienia potrzeby ratunku dusz. Dał mi szansę i łaskę towarzyszenia umierającym. Czułam wielką potrzebę i sens mojej tu modlitwy. Sześć godzin minęło bardzo szybko, a ja cieszę się, że wielkim wsparciem dla umierających są dzieła ARKi.
Tego dnia (pierwszy piątek grudnia) o godz. 16-ej bardzo spokojnie zmarł Zdzisław w swoim domu przy kochającej żonie. Ze wzruszeniem w sobotę rano żona zmarłego dziękowała mi telefonicznie za moją i Basi modlitwę dla jej męża podczas Adoracji i wysłuchaniu jej przez Jezusa, za piękną i spokojną śmierć. Prosiła o modlitwę o niebo dla męża.
Mam wielką duchową radość z istnienia tego pięknego dzieła ratowania dusz.
Sabina
Straż Adoracji Najświętszego Sakramentu, noc, 6 grudnia 2013.
Noc bardzo wietrzna, szalał Orkan Ksawery, a mimo to Kaplica Wieczystej Adoracji nie świeciła pustkami. Tej nocy u stóp Pana Jezusa „nocowała” dość duża grupa bezdomnych. W niektóre noce przyjeżdżają grupy pielgrzymów i prowadzą swoje modlitwy przerywane pieśniami, tym razem było inaczej. Nasi śpiący spali spokojnie i niczym nam nie przeszkadzali przez całe 6 godzin czuwania. Od razu pomyślałam o Ogrodzie Oliwnym, gdy uczniowie posnęli i Pan Jezus został sam. Przyszłyśmy z koleżanką z Lublina, by czuwać przy miłosiernym Sercu Pana Jezusa i przy sercu Konającego w intencjach tych wszystkich, którzy odejdą w najbliższym czasie do wieczności. W kaplicy odnalazłyśmy ciszę, spokój, zastanawiało mnie, że tutaj tak mało słychać szalejącą wichurę. Jedynie słychać było miarowe głośne bicie serca, jak z urządzenia nad łóżkiem umierającego w szpitalu. Był to intensywny miarowy głos serca, najbardziej rzeczywisty! Pomyślałam o tych, których serca jeszcze biją i już wkrótce ucichną. Ten dziwny odgłos ustąpił po jakimś czasie i zapanowała całkowita cisza. Modliłam się za ofiary tych wichur, za tych którzy w najbliższym czasie z różnych powodów nagle stracą życie. Przed nami leżała nasza mała lista osób, w intencji których szczególnie modliłyśmy się tej nocy. Zresztą te imiona zostały napisane na karteczkach i włożone do koszyka, pozostawione tam na całą dobę.
Około 3.15 nagle błysnęło się za kolorowymi szybami, ‘rąbnął’ gdzieś niedaleko piorun i zerwał się tak mocny wicher, że któraś z wystraszonych i obudzonych osób głośno wezwała do wspólnej koronki do Miłosierdzia Bożego. Mówiąc tę koronkę uspokoiło się zupełnie już po pierwszej dziesiątce, a chwilę wcześniej wydawało się, że wicher porwie nas z całą Kaplicą i prosto z Panem Jezusem ulecimy stamtąd. Żadna z nas nie czuła lęku i zagrożenia, jak to dobrze być przy Panu Jezusie, jak to bezpiecznie! O takie odczucia dla konających prosiłyśmy!
Barbara
24.XI. A.D 2013, Niedziela
Pragnę się podzielić moim doświadczeniem i radością dotyczącą łask płynących z posługi miłosierdzia Apostolatu Ratunku Konającym.
Tutaj jest szansa zgłaszania naszych konających, przy których często nie ma rodziny, lub rodzina jest niewydolna duchowo i nie potrafi pomóc, jak w przypadku wczoraj zmarłej 53-letniej Krystyny z Lublina. Od kilku miesięcy choroba nowotworowa rozsiewała się po całym organizmie. Totalny ból fizyczny w ostatnim okresie narastał z każdym dniem. Znałyśmy się jedynie na gruncie zawodowym i postanowiłam ją odwiedzić. Nic nie wiedziałam o jej relacji do Boga. Już przy pierwszej mojej wizycie w domu jej matki, u której zamieszkała w ostatnie tygodnie choroby, przekonałam się o ich życiu daleko od Kościoła i sakramentów. Kiedyś jej mama, a teraz córki mające dzieci, są w niesakramentalnych związkach. Wyszłam stamtąd z myślą jak im pomóc, zwłaszcza odchodzącej Krystynie. W rozmowie z koleżanką z Krakowa ustaliłyśmy, że jej imię zostanie włożone do koszyczka na całe 24 godziny adoracji pierwszo-piątkowej w listopadzie. Zgłaszałyśmy ją do KzK.
Cudem udało się umieścić Krysię jeszcze przytomną na dwa dni przed śmiercią w hospicjum, co mogło być nadzieją na spotkanie z kapłanem. Sama poprosiła ks. Józka – naszego kapelana o „wszystko kompleksowo”, spowiedź, Komunię św. i sakrament chorych. A było to w piątek rano. Po tej niewysłowionej łasce Pana, w której było mi dane uczestniczyć, pobiegłam do pracy. Ks. Józek dał jej „Modlitewnik Apostolstwa Dobrej Śmierci”. Nafaszerowana przeciwbólowymi lekami mogła się z modlić. O godz. 15 zastałam ją szczęśliwą. Mówiła do mnie, że jest szczęśliwa, choć ciało było już prawie konające. Na drugi dzień, w sobotę obie z Basią, koleżanka z Krakowa, towarzyszyłyśmy jej modlitewnie w odchodzeniu do Pana. W sobotę przed południem dostała krwotok i zaczęła się agonia. Była już nieprzytomna. Została znów posłana do Koronki za Konających. Tymczasem ja tego dnia byłam u ciężko chorego szwagra w odwiedzinach 100 km od Lublina i nie mogłam być przy niej. Mogliśmy tam zostać na noc, jednak czułam, że powinnam wracać do Lublina. Wyruszyliśmy w drogę do Lublina, gdy od czterech godzin trwała agonia. Zdążyłam przyjechać, a Krysia jeszcze żyła. Już od dawna przy niej paliła się świeca i pielęgniarka odmówiła koronkę. Ogromne było zdziwieniu pielęgniarek, matki i córki, bo Krystyna po tylu godzinach nieprzytomności odzyskała świadomość na moje słowa: Krysiu już jestem, wiem, że na mnie czekałaś. Świadomie odpowiedziała: tak Sabinko, oczywiście, na ciebie czekałam! Ona świadomie potwierdziła „tak, Sabinko, oczywiście, że tylko na ciebie czekałam”. Dałam jej swój różaniec. Świadomie obejrzała i tuliła go. Basia tymczasem modliła się przy zapalonej świecy przy ikonach MBNP i MB Częstochowskiej w swoim domu w Krakowie, a ja pod MB Częstochowską w Sali umierającej Krysi w Lublinie. Klęcząc przy jej łóżku modliłam się aż do spokojnego momentu odejścia o 20.18. Dusza, jak motyl z kokonu odleciała ze sponiewieranego chorobą ciała.
Nie skończyło się na cudzie nawrócenia Krystyny w ostatnim momencie, lecz także mama, i obie córki Krystyny po wielu latach przystąpiły do spowiedzi i Komunii św.
Pan Bóg nas zaskakuje niewysłowionym dobrem, cierpliwością i miłosierdziem, najbardziej nieprawdopodobnymi scenariuszami, nawet w sytuacji po ludzku beznadziejnej.
Sabina
Chciałam się podzielić moimi przeżyciami z wczoraj. Kiedy koło południa byłam w Bazylice MB, widziałam klimat przygotowań do spotkania naszej młodzieży pod kątem Rio. W Bazylice mnóstwo flag różnych krajów i telebim. Wybrałam się wieczorem na 21.30 do Centrum Jana Pawła II na Mszę św. z młodymi. Ogromnym świadectwem jest obecność tylu młodych Polaków przyjezdnych pomimo upałów, zobaczenie tak pięknej i skromnej młodzieży oraz ich rozmodlenie i skupienie.
A w nocy oglądnęłam po powrocie transmisję z Rio. By nie usnąć zabrałam się za pewne poprawki na ikonach, by się obudzić na dobre, ale gdy przeszli do następnej części spotkania o 1.30, przerwałam moje zajęcie. Włączyłam się w modlitwę młodych z całego świata. Była to Adoracja Najświętszego Sakramentu. Nieprawdopodobne przeżycie. Monstrancja jak słońce, pokaźnych rozmiarów, Ojciec Św. w prostych i bardzo pięknych słowach mówiący do Pana Jezusa, łzy w oczach i na policzkach wszystkich zgromadzonych, rozmodlenie, skupienie. Młodzi artyści śpiewali swoje modlitwy, niektórzy z gitarami w ręku, klęcząc przeważnie po dwóch u stóp Pana Jezusa. A kiedy na koniec o 3 w nocy Ojciec Św. błogosławił długo i na wszystkie strony, rozlegały się spontaniczne gromkie oklaski. Niesamowita reakcja młodego tłumu, oklaski dla Pana Jezusa! To była najpiękniejsza część spotkania w Rio!
27.07. A.D.2013
Piątek rozpoczął się nocnym czuwaniem o północy w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Kaplicy Adoracji. Ksiądz Piotr podczas Mszy św. we środę za tych, którzy odeszli z dzieła Koronka za konających, zapowiedział po raz pierwszy adorację, które będą się odbywały w pierwsze piątki miesiąca przez całe 24 godziny w intencjach tych, którzy odejdą w najbliższym czasie. Adoracja Najświętszego Sakramentu ma miejsce w Kaplicy Adoracji w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Wybrałyśmy się z sąsiadką Krysią, by rozpocząć tę adorację. Ciepły spokojny wieczór i modlitwa do Aniołów Stróżów o towarzyszenie nam w drodze odebrały jakikolwiek lęk podczas nocnej wędrówki. W kaplicy jakaś kilkunastoosobowa grupa modliła się w głos. Bardzo ładnie się modlono i ku mojemu zaskoczeniu cytowano Dzienniczek Siostry Faustyny. Szybko wciągnęłyśmy się w ich głośne modlitwy i śpiewy. Wybrano właśnie fragment i odczytano, który sobie rano otwarłam i o nim w drodze opowiadałam Krysi. Byłam tym zaskoczona. A dotyczył on siostry Faustyny w szpitalu na Prądniku, gdy dawane jej było w duszy poznać, że jakiś umierający potrzebuje modlitewnej pomocy. Pokój w nią wstępował niekiedy już podczas odmawianego Zdrowaś Maryjo, innym razem potrzebna była cała koronka, a czasem i więcej. Na drugi dzień dowiadywała się, że ktoś odszedł dokładnie o tej porze, gdy odzyskiwała pokój. Dotyczyło to osób ze szpitala, w którym przebywała, a także ludzi nawet w odległości 300 km. Wielce wielką radością było usłyszenie modlitw w oparciu o cytowane słowa z Dzienniczka w Dziele Pokutnym i Koronce za Konających na stronie Dzieła w Internecie. Jak to Duch Święty prowadzi! Osoby, które nie miały pojęcia, że zaczynają się modlitwy w intencjach tych, którzy w najbliższym miesiącu odejdą, a potrzebują naszej pomocy, modliły się tak, jak gdyby przygotowały specjalnie na tę okoliczność swoją adorację. Dziękowałam za to Panu Jezusowi, że sam zadbał o modlitwę taką, a nie inną. Serce moje dużą radością było rozpierane, że pomimo zmęczenia całym dniem, nie miałam wrażenia, że jestem w kaplicy tyle czasu i nie odczuwałam senności. To łaska, za którą dziękuję! O 1.30 zrobiono przerwę. Wśród modlącej się parafii z Makowa Podhalańskiego rozpoznałam Basię z Faustinum. To ona przygotowała tę adorację. Jak się okazało, jest w dziele KzK, ale o innych inicjatywach ją poinformowałam i o rozpoczynającej się comiesięcznej adoracji dwudziestoczterogodzinnej. Także ona się ucieszyła, że dane było osobom z jej parafii właśnie tego dnia być w Krakowie na adoracji Najświętszego Sakramentu. Pan, który również prowadził adorację, w pewnej chwili zwrócił się w modlitwie w intencjach, z którymi przyszły “te panie”, czyli my.
Wracałyśmy do domu, ale Basia z Makowa obiecała, że Drogę Krzyżową, która właśnie miała być odmawiana przez ich grupę, ofiarują w tej właśnie naszej intencji. Tak się cieszyłam, że do czwartej w nocy modlitwa była przez nich prowadzona. A całą adorację w intencji umierających zaaranżował sam Pan Jezus. Tak namacalnie odczułam, że jest to dzieło Boże, jest to kontynuacja poleceń danych siostrze Faustynie przez samego Pana Jezusa. Dziękuję Panu, że mogę uczestniczyć w Dziele Pokutnym, za siły i możliwości uczestniczenia w pierwszej Mszy św. w intencji tych, którzy byli omadlani koronką w dziele Koronka za Konających i już odeszli oraz w tej pierwszej adoracji za tych, którzy w najbliższym czasie zostaną powołani do przekroczenia progu tego życia. Chwała Panu!
BG, 06.07.A.D.2013
Szczęść Boże. Dziś niezbyt optymistycznie- Adrian zrobił kupę w pieluchę przy zasypianiu i spał z nią 3 godziny. To jak zaproszenie bakterii do uczty w jego układzie moczowym. Zawsze go myje jak najszybciej mydłem po każdej kupie, a tu taki klops. Nigdy Adusiowi się to jeszcze nie zdążyło. Czuję się jak Tobiasz, który poszedł spać pod jaskółczym gniazdem i sam sobie narobił kłopotu- za mało czujności:/ . Dziś byłam taka pewna jego zdrowia i pełna radości po mszy i znów pokazał się ten pech. Adrian zawsze zaskakuje w taki sposób np: zakażenie + wypadnięcie pęcherza przez stomię na raz = uszkodzenie nerki, które i tak są uszkodzone prenatalnie i przez to nie chcą rosnąć(+ kolejna operacja); albo po 8 miesiącach bez zakażeń dostał zakażenia tuż przed badaniem urodynamicznym w Wa-wie (mocz badany niecałą dobę wcześniej był OK) i wtłoczyliśmy mu te bakterie pewnie do nerek, bo się okazało później, że ma dalej odpływy pęcherzów
o – moczowodowe :/ . Adrian ma tak nieszczęśliwie zrobioną tą przetokę, że nawet stać bez mocno zapiętej pieluchy nie może bo mu pęcherz wychodzi na wierzch. Jak mu zjedzie pielucha albo jak zacznie sie śmiać to mu pęcherz podkrwawia,a następnego dnia ma zakażenie. Zaszyć się mu nie da przetoki, bo nie można zrobić badań, bo nie umie sikać (bo z przetoką supertrudno sie nauczyć), już nie mówiąc,że nawet z kupą idzie ciężko, jakby układ nerwowy jeszcze nie był dojrzały do tego. Więc o sikaniu w ogóle nie ma mowy. No i jeszcze niezniszczalna bakteria szpitalna, wytwarzająca otoczkę, przez którą nie dostają się do niej antybiotyki, a która odzywa się przy każdym niewielkim osłabieniu organizmu (a bardzo mocny antybiotyk dożylny w szpitalu, działa tylko doraźnie). Przez to wszystko izoluję go od dzieci, a na placu zabaw w lecie tylko patrzę czy jakieś nie kicha. Nawet wziąć go do Kościoła strach. Jakby chodził za nim jakiś pech – ten demon, który mordował mężów Sary – tak ten czyha na zdrowie Adriana. Choćbym nie wiem co robiła 🙁
Szczęść Boże,
Aduś dziś w dobrym nastroju, już umówiliśmy się na jutrzejsze oglądanie dzwoniących dzwonów przed mszą. badanie moczu wyszło dobrze – bakteria, którą dostaliśmy w szpitalu przy operacji, a której w medyczny sposób pozbyć się nie da, uśpiona, albo już się z nią Pan Bóg rozprawił. Dziękujemy za modlitwę.
04.06.A.D.2013
Witam serdecznie,
właśnie dostałam zdjęcie Kasiuni zrobione dzisiaj w domku. Widać, że Kasiunia jest szczęśliwa, ale każdy byłby szczęśliwy wracając do domu ze szpitala. Kasia w piątek skończyła kolejna serię chemioterapii. Wszystko przebiegło dobrze, ale organizm Kasiuni mimo, że niezwykle silny, to już jest słabszy i 01.maja Kasia miała podawane płytki krwi, które spadły niebezpiecznie nisko i ich ilość nie zaczęła się zwiększać. Jest to niebezpieczne i grozi wewnętrznym wylewem, na skórze widoczne są wybroczyny. Płytki krwi i sama krew została podana Kasi w Białymstoku na onkologii, żeby nie transportować dziecka do W-wy w takim stanie. Przy niskim poziomie płytek nawet ostrzejsze zahamowanie samochodu grozi wylewem i śmiercią. Na szczęście wyniki poprawiły się i Kasia mogła przyjąć następną chemię. Jak mówią w CZD – Kasia jest bardzo silna, bo niektóre dzieci mają słabe wyniki już przy pierwszej chemioterapii.
W Białymstoku miało miejsce ważne wydarzenie. Okazało się, że tego samego dnia po raz pierwszy przyszła do pracy pielęgniarka, która pracowała dotychczas w Centrum Zdrowia Dziecka i opiekowała się tam Kasią w trakcie Jej pobytów. Ze względów prywatnych przeniosła się do Białegostoku i tu przywitała Kasię z Rodzicami, którzy pojawili się ze względu na złe wyniki krwi Kasi. Okazało się, że na onkologii w Białymstoku chciano podać Kasi “coś” – jakiś lek – do końca nie wiem – który byłby groźny dla jej zdrowia i życia. Ta właśnie znajoma pielęgniarka zwróciła delikatnie uwagę, ze nie wolno tego zrobić. Dzięki Jej obecności Kasia uniknęła być może czegoś groźnego, a sama pielęgniarka powiedziała, ze Anioł czuwa nad Kasią. Mama Kasiuni od razu potwierdziła, że przy takiej ilości modlitwy za Kasiunię, nie jest możliwe, żeby Kasia nie była pod Bożą opieką.
Tym samym jeszcze raz dziękuję w imieniu Rodziców Kasi i swoim za Waszą modlitewną, pamięć i wstawiennictwo. Mama mówi, że Kasiunia bardzo urosła, jest silna i pięknie mówi. Jej szczebiot słyszę przez telefon i jest to piękny głosik, piękne słowa. Rozwija się pięknie i oby tylko jak najmniej boleśnie i bardzo łagodnie przechodziła dalszą terapię.
Od Kasiuni przesyłam słodki uśmiech ze zdjęcia i buziaki, które często przesyła mi całując soczyście telefon 🙂
Niech Bóg ma Was i waszych bliskich w swojej opiece, a Maryja tuli mocno w ramionach.
pozdrawiam
Marysia Oniszczuk
Szczęść Boże,
Chciałabym podziękować wszystkim osobom, które uczestniczyły w modlitwie w intencji zdrowia mojego nienarodzonego dzieciątka. 6 marca 2013 r. urodziłam mojego synka Dominika, który jest ZDROWY. Ciąża była bardzo zagrożona, w trakcie jej trwania okazało się, że dziecko może mieć zespół DOWNA. Potem bardziej szczegółowe badania częściowo wykluczyły wadę genetyczną, ale tak naprawdę do końca nie było pewności czy dziecko będzie zdrowe. Dlatego tak bardzo prosiłam o modlitwę i wsparcie duchowe o łaskę zdrowia dla mojego Maleństwa, bo wierzę, że Bóg wszystko
może. I tak się stało. Mam zdrowego synka, który pięknie rośnie i jest naszym prawdziwym Cudem. Ja również czuje się bardzo dobrze. Przed ciążą wiele lat leczyłam się na depresję, a w stanie błogosławionym i teraz po porodzie czuje sie bardzo dobrze. Dzięki temu mogę karmić piersią i zajmować się moim dzieciątkiem tak jak potrafię najlepiej. Mam nadzieję, że Miłosierny Pan wynagrodzi wszystkich potrzebnymi łaskami za
modlitwę w mojej intencji i mojego synka Dominika.
Iwona, Niedziela Miłosierdzia A.D.2013
Witamy,
Jesteśmy rodzicami obecnie 4-miesięcznego Adasia. Nasz synek urodził się 6 tygodni przed planowanym terminem i ważył tylko 1700g. Dodatkowo tydzień przed porodem dowiedzieliśmy się, że ma wrodzoną wadę serca (tetralogię Fallota, VSD). Dla nas młodych rodziców było to ogromnym szokiem. Prowadzimy zdrowy tryb życia, bez żadnych używek, dlatego byliśmy przekonani, że dziecko urodzi się zdrowe, w terminie, i że od razu będziemy mogli zabrać je do domu. Jednak stało się inaczej.
Już w trakcie ciąży zaczęły się pierwsze komplikacje. Ania była dwa razy w szpitalu na podtrzymaniu ciąży. Wtedy to nasza Ciocia S. Stefana ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach zorganizowała 4-tą grupę modlitewną, która za wstawiennictwem Bł. Jana Pawła II modliła się od 15.10.2012 do 23.11.2012 za Adasia. Następnego dnia po zakończeniu modlitw nasz synek szczęśliwie przyszedł na świat.
Adaś spędził pierwsze półtora miesiąca swojego życia w klinice na oddziale intensywnej opieki dla wcześniaków. Gdy nabrał sił, dostaliśmy go wraz z monitorem pracy serca do domu. Byliśmy pełni obaw, a jednak bardzo szczęśliwi, że wreszcie jest razem z nami. Trwało to zaledwie 10 dni. Po wizycie kontrolnej u kardiologa okazało się, że operacji serca nie można już dłużej odwlekać. Operacja odbyła się 28 stycznia 2013, wada serca została skorygowana i wszystko odbyło się bez większych komplikacji. Dzisiaj nasz skarb ma już 4500g i rośnie jak „na drożdżach”.
Dziękujemy Panu Bogu oraz całej 4-tej grupie za poświęcenie i modlitwę, dzięki którym możemy się cieszyć naszym teraz już zdrowym synkiem.
Bóg zapłać!
Ania i Marek L. z Monachium
München, 02.04.2013.
Witam! Mam na imię Beata. Chcę napisać moje pierwsze w życiu świadectwo, więc może to wyjść trochę nieudolne. Dotyczy mojej Mamy. Mama jest starszą panią (ma 77 lat) i od 1,5 roku leczyła się na tarczycę. Wizyta u lekarza zaczęła się od złego samopoczucia, trochę “rozjechanych” hormonów i obrazie usg tarczycy – wskazującym na stan zapalny oraz jej bardzo małe rozmiary (ok. 5 ml) – wskazujących na niedoczynność tarczycy na skutek choroby hashimoto. Lekarz zaaplikował lekarstwo i kazał kontrolować wyniki hormonów. A hormony zaczęły “skakać”, bardzo trudno było je wyregulować. Lekarz podejmował coraz to dziwniejsze decyzje o leczeniu – to zwiększał, to zmniejszał dawki (to kazał sobie samemu dopasować dawki do samopoczucia), to zmieniał całkiem leczenie (inny hormon lub lek dwuskładnikowy). A samopoczucie Mamy też na tym szwankowało (okrutna senność, rozbicie). Leczyła się tak Mama wspomniane wyżej 1,5 roku. W X 2012r. Lekarz w końcu rozłożył ręce i powiedział, że nie ma czym leczyć, nie potrafi. Mama trafiła do kolejnego który podjął drastyczną decyzję w leczeniu (tak na moje oko tzn. na ile ja się w tym orientuję bo też mam problemy z tarczycą) i kazał Mamie łykać dziwną kombinację leków. Po takiej kuracji – 6 tygodniowej – hormony już całkowicie wymknęły się spod kontroli.
Wtedy zgłosiłam prośbę o modlitwę w intencji mojej Mamy do Dzieła Pokutnego. Modliła się za nią grupa XXIV w okresie od 08.12.2012r. do 16.01.2013r. W międzyczasie Mama udała się do kolejnego, trzeciego już z kolei lekarza endokrynologa na konsultację (w dniu 09.01.2013r.) i podczas badania usg okazało się, że tarczyca jest dwa razy większa (ma ponad 10 ml)! Ma niewielkie zmiany ale po przeglądnięciu całej historii choroby i poprzednich wyników (łącznie z tymi przed podjęciem leczenia) lekarz stwierdził, żeby odstawić całkowicie hormony syntetyczne i będziemy kontrolować sprawę.
Kazał powtórzyć wyniki po 6-7 tygodniach i skontaktować się z nim telefonicznie. Po tym czasie okazało się, że hormony “pojechały za daleko w drugą stronę” ale po konsultacji lekarz stwierdził, żeby odczekać kolejne 7-8 tygodni i ponownie zrobić badanie. Po tym czasie – hormony się ładnie wypośrodkowały i póki co lekarz nie widzi powodu żeby leczyć tarczycę. A największe zdziwienie budzi rozmiar tego gruczołu który zwiększył się podwójnie i nie wynika to z jakiejś patologii.
Niech uważają jak chcą, dla mnie to cud i wdzięczna jestem za ten widzialny dla mnie znak Bożego działania. Bogu niech będą dzięki!
Wielki Piątek, 29.03. A.D.2013
Nazywam się Anna i to ja prosiłam o modlitwę za naszego kolegę 42-letniego Mariusza K. Tę modlitwę podjęła grupa IV dziecięca, tj.Ala, Sebastian, Antek, Wiktoria, Julia i Michał. Bardzo dziękuję tym dzieciom, które dla mnie i dla tych, którym o nich powiedziałam, są kimś wspaniałym. To jest duży trud, taka wytrwałość w modlitwie, a tym bardziej, że nie znają mojego kolegi. Mariusz ma 42 lata i jest tatą 7 dzieci, wśród których są też dzieci w wieku tych z grupy IV. Jest np. 10 letnia Zosia i 9 letni Adaś, który w tym roku przystąpi do I komunii świętej. Byliśmy u Mariusza w poprzednią sobotę, aby u niego odprawić niedzielną Mszę św., ponieważ on sam jest leżący, a jego żona nie może od niego odejść, nie są więc w stanie uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii. Powiedziałam wtedy o modlitwie dzieci za niego, a on się ucieszył i podziękował, chociaż był bardzo słaby. Był wtedy po II chemii, która go bardzo osłabiła. Wczoraj w sobotę byliśmy z księdzem po raz kolejny z Eucharystią. Po drodze mijaliśmy wracającą od niego karetkę z hospicjum i nawet zastanawiałam się, czy chory będzie się nadawał do przebywania z nami przez conajmniej 2 godziny, czy nie będzie zbyt słaby. Mariusz w czwartek dostał nową chemię / 1 opakowanie za darmo nowatorskiego leku za 10.000,-które powinno wystarczyć na tydzień, a przy mniejszych dawkach na 2 tygodnie/ i był dużo żywszy. Nawet zwracał uwagę swoim dzieciom, aby nie opierały się o stół, na którym był utworzony ołtarz…Myślę, że modlitwa dzieci bardzo już pomogła, że jest troszkę silniejszy, że zjadł z nami kolację i że dostał nadzieję na nowatorskie leczenie. A skoro dzieci cały czas się modlą w jego intencji, to na pewno znajdą się też dobrzy ludzie, którzy pomogą sfinansować zakup kolejnej porcji lekarstwa. Mam nadzieję, że dzięki modlitwie dzieci Pan Bóg daje nadzieję w naszych sercach na to, że Mariusz nadal będzie wśród nas, przecież tak bardzo potrzebują go dzieci,żona i my wszyscy. I wierni w kościele w jego parafii w Jarosławicach, bo był tam nadzwyczajnym szafarzem…
BARDZO WAM DZIECI DZIĘKUJĘ.
W FUNDACJI GWIAZDA NADZIEI Mariusz ma założoną stronę i są tam zdjęcia jego i jego rodziny, może macie chęci zobaczyć, za kogo się modlicie.
Chociaż mieszkamy w Radomiu, bywaliśmy w Łagiewnikach bardzo często. Mam 7 letniego synka Jasia, który w wyniku choroby nowotworowej 4 lata temu stracił oczko. Był leczony w Szpitalu Okulistycznym na Kopernika, a w Prokocimiu przez 7 miesięcy dostawał chemię. Przez ostatnie kilka miesięcy jeździliśmy na badania do Krakowa co 3 tygodnie, ponieważ były obawy, że są przerzuty. Na razie dzięki Panu Bogu spokój. Następna wizyta w maju. Wspomnijcie czasem Panu Bogu również o moim Jasiu… Bardzo dziękuję za wszystko i serdecznie Was pozdrawiam.
Anna K. z Radomia, 17.03. A.D.2013
Stan zdrowia Maćka dalej się poprawia. Wraca wzrok, chociaż wciąż jest jeszcze bardzo słaby. Moja siostra mówi, że ta choroba była im bardzo potrzebna, ponieważ ich życie zmieniło się. Maciek prosi rodziców o pomoc w podwiezieniu do kościoła, bo chce skorzystać z Sakramentu Pokuty i Pojednania. Nigdy do tej pory nie odmawiali całą rodziną różańca czy też Koronki do Miłosierdzia Bożego. Jak paciorki różańca są złączone, tak różaniec łączy całą rodzinę w koło, a przy różańcu zawsze jest krzyż. Siostra moja mówi, że krzyż dopasowany ma do swoich pleców. Jeszcze raz Bóg Zapłać całej grupie modlitewnej, za wszystkie łaski uproszone u Miłosierdzia Bożego. I proszę, gdy jest to możliwe o dalsze wsparcie modlitewne Maćka i jego rodziny.
Mnie również od listopada ubiegłego roku czwartkowe Msze św. i nabożeństwo o 17tej, jak również codzienne odmawianie Koronki do Bożego Miłosierdzia, pomogły zbliżyć się do Boga, dodały sił i spokoju na każdy dzień. Tego się nie da opisać, tego każdy musi sam doświadczyć. Bóg zapłać,
Zofia, 11.02. A.D.2013
Jestem mamą dwu i pół letniego Adriana, (za którego modliła się i umartwiała Grupa IX). Zwróciłam się do Was o modlitwę w trakcie walki z zakażeniem bakterią szpitalną. Wróciliśmy właśnie z badań z CZD, które pokazały, że jest źle mimo przetoki. Jestem jednak zadowolona z badań, bo wreszcie pokazują rzeczywistość i skłaniają lekarzy do działań. Do tej pory badania nie wychodziły a zagadką było, czemu nerki nie chcą rosnąć. Teraz wiemy, dlaczego. Syn jest już zapisany na pierwszy mały zabieg na luty, potem czeka go operacja zamykania przetoki, która źle działa, a potem…a potem potrzebny jest cud (mianowicie ochrona nerek) – więc się pewnie do Was jeszcze zgłoszę.
Serdecznie dziękuję za modlitwę za Adriana. Jestem naprawdę za nią bardzo wdzięczna. Dodała mi ona sił, ale i pokory. Dziękuję za wasze serce, umartwianie się i modlitwę. Uśmiech sam ciśnie się na usta. Za równy tydzień w poniedziałek w CZD w Warszawie czeka nas mały zabieg z usypianiem – obstrzykiwanie moczowodów. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
28.01. A.D.2013, Ewa
Ojciec Małgorzaty pragnie podziękować Grupie Dzieła Pokutnego, która 40 dni wynagradzała Najświętszemu Sercu Pana Jezusa postem i modlitwą w intencji o nawrócenie się i rezygnację z życia w konkubinacie córki Małgorzaty. Od stycznia 2013 związek ten został rozerwany, za co wyrażam serdeczne podziękowanie Panu Bogu i składam je na ręce Ojca Duchowego i wszystkich Uczestników Dzieła Pokutnego. Wdzięczny Wiesław, 22.01. A.D.2013
ŚWIADECTWO O OTRZYMANEJ ŁASCE
Grupa XXII od dn. 19.11 do 28.12 A.D. 2012 modliła się sie o ulgę w cierpieniu dla pani Ewy, która w szpitalu miała ciężki zabieg.
Pani Ewa umocniona świadomością, że Grupa Pokutna modli się, pości i wyprasza łaski dla niej, za wstawiennictwem O. Stanisława Papczyńskiego, zniosła ze spokojem wszystkie cierpienia, nie bała się, że coś złego może się jej zdarzyć, czuła się broniona i za te wszystkie łaski dziękuje Miłosierdziu Bożemu.
Pani Ewa składa to świadectwo, aby każdy zaufał Jezusowi.
04.01. A.D.2013
ŚWIADECTWO O KASI
Pragnę podzielić się WIELKĄ RADOŚCIĄ z uczestnikami Dzieła Pokutnego, a szczególnie z dziećmi z grupy św. Dominika Savio.
“Nasza Kasiunia” chora na nieoperacyjny guz mózgu w Centrum Zdrowia Dziecka przeszła podstawowe badania i wyniki krwi ma jeszcze lepsze niż zrobione w ubiegłym tygodniu. Wszystkie parametry mieszczą się w granicach przewidzianych dla zdrowej osoby, a niektóre są znacznie powyżej minimalnych. Przed chemioterapią – Kasiunia miała robioną tomografię i wyniki są WSPANIAŁE!!! Guz ZMNIEJSZYŁ SIĘ O POŁOWĘ!!!! MIŁOSIERNEMU BOGU PRZEZ WSTAWIENNICTWO ŚW. DOMINIKA SAVIO NIECH BĘDĄ DZIĘKI!!!
Pani doktor powiedziała rodzicom, że można się cieszyć z takich wyników… bo chemia ta nie wyniszcza organizmu tak jak by mogła.
Serdecznie Wam wszystkim dziękuję w imieniu Rodziców Kasi za modlitwę i wyrzeczenia. Wasza modlitwa okazała się bezcenną dla Kasi, a Pan Jezus Miłosierny wysłuchał waszych błagań…
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszelkiego dobra od Miłosiernego Boga przez wstawiennictwo i przy czułej opiece Maryi.
Marysia O., 25.01. A.D.2013
Grupa I. Dziecięca: Św. Dominika Savio Intencja: O cud uzdrowienia z nowotworu mózgu dla półtorarocznej Kasi
Start Postu i Modlitwy 40 Dni: 29.10. A.D.2012 Koniec: 07.12. A.D.2012
ŚWIADECTWO ANIMATORKI
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!
Nazywam się Krystyna P. i jestem Animatorką III Grupy Patronki św. Siostry Faustyny składającej się z “6-tki” uczestniczek. Od dnia 03.09. A.D.2012 rozpoczęłyśmy 40 Dniowy Post i Modlitwę w Dziele Pokutnym w Intencji otrzymanej od naszego Ojca Duchowego: o całkowite wypełnienie się Woli Bożej i o potrzebne łaski w utworzeniu dzieła: Koronki za Konających w Godzinę śmierci. Nasze modlitwy i umartwienia wynagradzające Najświętszemu Sercu Pana Jezusa zostały wysłuchane. Dziękujemy Panu Bogu i Matce Najświętszej za tę Wielką Łaskę. Wszystkie Uczestniczki III Grupy są bardzo szczęśliwe i bardzo zanurzone w modlitwie. Chwała Panu za to Wielkie Dzieło.
Szczęść Boże. Bóg zapłać za wszystko. Krystyna P.
ŚWIADECTWO MATKI W STANIE BŁOGOSŁAWIONYM
Szczęść Boże,
nie potrafię wyrazić mojej wdzięczności za wsparcie modlitewne
i duchowe dla mnie i mojego synka, który przyjdzie na świat w marcu 2013r.
Obecnie jestem w 23 tygodniu ciąży tj., początek 6 miesiąca. Mam nadzieję, że
już dotrwam do końca i nie spotka mnie przedwczesny poród. Dzięki wsparciu
modlitewnemu Grupy łatwiej było mi przetrwać trudne chwile i znaleźć siłę do
walki o dziecko. Wydaje mi się, że Duch św. pokierował mną, że mogłam
wyspowiadać się u ks. Piotra i włączyć się do Grupy. Zaraz po tym zaczęły
sie komplikacje, krwawienia szpitale i walka o dzieciątko. Potem jak
sytuacja wydawała się opanowana i ciąża utrzymana, okazało się, że Maleństwo
może mieć zespół Downa. Kolejny szok i stres nie do opisania. Zdecydowaliśmy
się z mężem, na badanie płynów płodowych, by określić liczbę genów wg
zaleceń lekarzy. Konsekwencją był kolejny krwiak, wypływanie płynów
płodowych i znowu szpital. Dziś mamy wyniki i prawdopodobnie dziecko jest
ZDROWE. Po tych ogromnych przeżyciach z Panią Agnieszką nazwałyśmy go
Wojownikiem :). Ponadto cała moja rodzina zjednoczyła sie w modlitwie,
zaczęła się nawracać, po to by ubłagać Boga o łaskę zdrowia dla dzieciątka.
To było niesamowite, wszystkich prosiłam o pomoc w modlitwie i nikt mi nie
odmówił, a dzięki temu dla samych tych osób okazało się to zbawienne.
Dlatego moje dziecko naprawdę jest wyjątkowe już dziś. Ja nawet pogodziłam
sie po 6 latach z kuzynką, z która byłam zagniewana o prozaiczne pieniądze.
Dziś spotykamy sie regularnie, wspieramy i nadal modlimy się sie o zdrowie
mojego dzieciątka.
Obecnie jestem cały czas na L4, nie mogę wrócić do pracy, ponieważ po każdym
większym wysiłku mam bóle brzucha, obrzęki nóg, albo bóle w pachwinach.
Dlatego staram się odpoczywać i modlę sie każdego dnia by dotrwać, chociaż do
35 tygodnia ciąży, by mały był dobrze rozwinięty, bo każdy jeden dzień w moim
brzuszku jest na wagę złota.
Teraz z mężem wybieramy imię, on uparł się na Jeremiasza. Imię kojarzy mi
się z prorokiem, nie wiem czy tak powinien sie nazywać, ale niezależnie jak
Go nazwiemy, jest wyjątkowym dzieckiem, bo juz teraz zrobił wiele dobrego,chociażby przez to, że wiele osób zbliżył do Boga.
Dziękuję jeszcze raz za modlitwę i mam nadzieje, że Bóg wynagrodzi
wszystkich potrzebnymi łaskami za modlitwę i poświęcenie. Chciałabym nadal
uczestniczyć w naszej Grupie, aby modlitwa pomóc innym potrzebującym i przez
to, choć troszkę odwdzięczyć się za wsparcie.
Pozdrawiam
Iwona z Maleństwem
Grupa Patrona bł. O. Z. Strzałkowskiego. Intencja dwu Dzieł Pokutnych w Intencji:
o szczęśliwe rozwiązanie dla Iwonki i o zdrowie dla jej poczętego dziecka.[Start Postu i Modlitwy 40 Dni: 09.08.A.D.2012, Koniec: 17.09.A.D.2012], [Start Postu i Modlitwy 40 Dni: 01.10.A.D.2012, Koniec: 10.11.A.D.2012]
ŚWIADECTWO O I. GRUPIE DZIECIĘCEJ
“Od 30.10. A.D.2012 Kasia otrzymuje chemioterapię. W środę rano (przed drugą dawką chemii) zrobiono tomografię. Guz wygląda na nieco wiekszy, ale lekarze powiedzieli, że widać, że guz zaczyna się rozpoadać. Co by to nie znaczyło, to brzmi dobrze. Nie ma też przerzutów do szpiku. Lekarze są zadowoleni i mówią, że Kasia jest bardzo dzielna i silna. Nie ma złych objawów i czuje się dobrze. Mam Kasi ze łzami dziękowała za modlitwę i umartwienie każdego dziecka z osobna. Nie umie wyrazić wdzięczności, ale też rozumie, że to Jedyny i Najwiekszy wyleje zdroje łask na dobre serduszka. Pozdrawiam!”
Marysia O.
I. Grupa Dziecięca, Patron: św. Dominik Savio,
Intencja: O cud uzdrowienia z nowotworu mózgu dla półtorarocznej Kasi. Start Postu i Modlitwy 40 Dni: 29.10. A.D.2012. Koniec: 07.12. A.D.2012
ŚWIADECTWO MATKI
W ostatnich dniach dziewczynkom udało się w bardzo dużym stopniu obniżyć parametry respiratora. Pani doktor powiedziała, że sami się dziwią z efektów leczenia. Dodała, iż po badaniu tomograficznym można powiedzieć, że dziewczynki nie mają czym, a oddychają. Lekarze porównują ich płuca do plastra miodu. Nawet boję się cieszyć i chyba jeszcze nie umiem, bo przecież do niedawna słyszałam że moje córeczki nie mają żadnych szans na przeżycie z takimi płucami. Teraz słyszę, że jak tak dalej pójdzie, to niedługo będę mogła zabrać dziewczynki do domu. Słowa te są dla mnie takie niewiarygodne. Nadal dźwięczą mi w uszach słowa lekarza, który mówił, bym wzięła dzieci na ręce, bo lepiej, jak umrą na moich rękach niż w łóżeczku. Teraz słyszę, żebym brała dzieci na ręce, aby mogły się prawidłowo rozwijać. Sytuacja moich dzieci zmieniła się całkowicie. Dziękuję Bogu za otrzymane Łaski!
Katarzyna, 05.11. A.D.2012
XXIII Grupa. Patronka: bł. Bernardyna Maria Jabłońska Intencja: O zdrowie dla śmiertelnie chorych trzymiesięcznych bliźniaczek Gabrysi i Wiktorii oraz o uzdrowienie małżeństwa Katarzyny, które w tych trudnych chwilach przechodzi kryzys. Start Postu i Modlitwy 40 Dni: 15.10. A.D.2012, Koniec: 23.11.A.D. 2012
ŚWIADECTWO OJCA
Pragnę opowiedzieć o mojej córeczce i o mnie. Pierwszy post był za mnie i Basię. Kolejne 40 dni umartwialiśmy się za moja córkę Monikę. Podwójne świadectwo – ponieważ losy dwa. Pierwszą lekcją miłosierdzia była powolna śmierć mojej mamy. Stałem nad nią, gdy walczyła z śmiertelnym nowotworem. Pamiętam jak z trudem nabierała powietrza a wydychając szeptała słowo JEZUS. Umarła moja mama. Nie potrafiłem odnaleźć sensu życia tu na tym świecie… Lekarze zmieniali mi antydepresanty, proponowali szpitale w końcu straciłem pracę. Monika ma słuch absolutny, po szkołach muzycznych… W zeszłym roku poprosiła mnie, bo też jestem muzykiem, o wzmacniacz basowy na swój pierwszy koncert z zespołem. Załatwiłem jej wzmacniacz i pomyślałem, że przy okazji wproszę się na koncert. Było b. dużo młodych ludzi. Wszyscy mieli pomalowane twarze. Wypatrywałem mojego dziecka, ale nie mogłem rozpoznać. Poznałem natomiast instrument. Po koncercie depresja dobiła mnie jeszcze bardziej. W czerwcu Monika powiedziała, że pewnie wyleci ze szkoły i ASP. I wtedy przystąpiłem do Dzieła Pokutnego: Post i Modlitwa 40 Dni. Rozpoczął się post za mnie, Basię a później za córkę. Od tego czasu zaczęło się dziać dużo dobrych rzeczy. Przede wszystkim znikła depresja dosłownie z dnia na dzień. Wracając z Łagiewnik, już mówiłem różaniec, nie miałem ze sobą leków, bo mi się skończyły w Chorwacji. Jechałem motocyklem do Gdańska przekładając palce na kierownicy, w myślach – czasem głośno wypowiadałem: „Zdrowaś Maryjo…”. Czułem się świetnie! Postanowiłem nagrywać utwory, pisać piosenki, rozwinąć firmę. Jechaliśmy w strugach deszczu a ja widziałem wokół siebie tylko skrawki niebieskiego nieba. Zaczął się za nas post. Sierpień. W kieszeni różaniec. Monika w domu. Proszę ją, aby próbowała uratować rok. Nic jej przecież nie dadzą 2 lata studiów… Monika mówi, że ogromna rzeźba, którą robiła przez ostatnie półtora miesiąca została zniszczona przez woźnego, bo ten myślał, że praca została już odebrana przez Profesora. Mówi, że jest za słaba na te studia. Ja jej na to, że się pomodlę za nią. I wtedy opowiedziałem jej o poście… w oczach jej była wdzięczność i… Pojechała na uczelnię. Przez ponad 3 tygodnie tworzyła z gliny rzeźbę, dniami i nocami. Obroniła pracę – wróciła na uczelnię. W moim życiu tak naprawdę zmieniło się wszystko: minęła depresja, jeszcze bardziej lubię chodzić do kościoła, uwielbiam mówić mój różaniec, pracuję w dwu zespołach, nagrywam płytę, Monika utrzymała się na studiach, przyjeżdża do domu i zaczęła grać na Mszach św.!!! Potrzebuję w mej misji dalszej waszej modlitwy i postu. Zamierzam nadal walczyć o moje dziecko ale też i o jej kolegów! Wychwalajmy Miłosierdzie Pana!
Tomasz P., 26.10. A.D.2012
ŚWIADECTWO O DOZNANYCH ŁASKACH W CIERPIENIU; O SZCZĘŚLIWYM PRZEBIEGU TRUDNEJ OPERACJI
Nazywam się Diana i obecnie mam 19 lat. We Wrześniu przeszłam skomplikowaną operacje całego kręgosłupa, która trwała około sześciu godzin i została określona przez lekarzy jako trudna. Gdybym się na nią nie zdecydowała po latach groziłoby mi okropne kalectwo: mogłabym nawet nie siedzieć, nie wspominając o chodzeniu. Uprzednio żaden z lekarzy nie chciał się podjąć pomocy mi.
Moja ciocia poprosiła waszą grupę postno modlitewną o objęcie mojego przypadku modlitwą. Dowiedziałam się, że modlono się za mnie, za co BARDZO dziękuje. Operacja udała się, już po tygodniu rana zagoiła się idealnie. Nie było żadnych komplikacji, problemów, powikłań. Już na drugi dzień mogłam siedzieć, a po tygodniu zrobiłam pierwszy krok.
W chwili obecnej jestem już w domu, od operacji minęły trzy tygodnie, a ja nie muszę zażywać nawet tabletek przeciwbólowych, bo nie odczuwam żadnego bólu. Jest wspaniale! Moja postawa poprawiła się i wszystko zmierza ku dobremu.
Całym sercem wierzę, że gdyby nie wsparcie waszej modlitwy, nie mogłabym liczyć na tak bezproblemowe zdrowienie, jakiego doświadczam.
Bardzo dziękuje i Bóg zapłać!
Diana KK<dianaa@gg.pl
07.10. A.D.2012
ŚWIADECTWO O UZYSKANEJ ŁASCE
P. Eugenia (94 lata), była całe życie doświadczana cierpieniem, chorobą, kalectwem i trudami życia. Zbuntowana na Pana Boga nie chciała w ogóle słyszeć o Sakramencie Pokuty i Pojednania. 27.VIII.A.D.2012, I Grupa Pokutna, Patronki św. Magdaleny, objęła ją Postem i Modlitwą 40 Dni. Pani Eugenia została powiadomiona, że 6 osób przez czterdzieści dni pokutuje w jej intencji. Pod koniec Dzieła Pokutnego, P. Eugenia sama wyraziła pragnienie Spowiedzi świętej, co więcej, usilnie prosiła o to, choć mąż jej uważał „to” za dziwactwo.
Z radością P. Eugenia przystąpiła do Grupy Cierpienia, Patrona św. Łazarza, ofiarując teraz swoje cierpienia w każdy piątek, jako wynagrodzenie za grzechy Najświętszemu Sercu Pana Jezusa.
Poprosiła o Kapłana w piątek, tj. 5.X. A.D.2012. Był to pierwszy piątek miesiąca i uroczystość św. Siostry Faustyny, do której prośby o jej pojednanie z Bogiem szły od wierzących przyjaciół przez wiele lat. Ten dzień był też dniem ostatnim Postu i Modlitwy 40 Dni Grupy I, w jej intencji.
Niech będzie Bóg uwielbiony i za to, że przyjął nasze wynagrodzenie, naszą ofiarę.
Animatorka.
Sakramentów świętych udzielił ks. Stanisław Witkowski MS
06.10. A.D.2012, Kraków
ŚWIADECTWO O DOZNANYM CUDZIE
Jesteśmy małżeństwem już od przeszło dwu lat. Od półtora roku staraliśmy się o dziecko, lecz nie zachodziłam w ciążę. Po rozpoczęciu Postu i Modlitwy 40 Dni z Grupą „Rodzinną”, w ostatnim tygodniu Dzieła Pokutnego poczęły się bliźniaki. Dziękuję Panu Bogu za otrzymany dar z całą rodziną;
Kasia i Thomas Siemak
Kraków, 30.09.A.D.2012
Z wielką radością w Panu Jezusie pragniemy Was powiadomić, że Dzieło Pokutne: Post i Modlitwa 40 Dni, 03.09 – 12.10.A.D.2012 Grupy III, Patronki – św. Faustyny,
w Intencji: o wypełnienie się Woli Bożej i potrzebne łaski w utworzeniu Dzieła: Koronki do Bożego Miłosierdzia za Konających w Godzinę Śmierci –
już zaowocowało! nawiazaniem kontaktu z Programistą który podjął się napisania potrzebnego “Skryptu” do obsługi telefonicznej – sms – powiadamiania o Konajacym. Za kolejne błogosławieństwo – Pan Jezus niech będzie uwielbiony!
Kraków,10.09.A.D.2012
“…Niepokoił mnie nieco fakt, że mam modlić się w sobotę. Sobota to dla mnie szczególny dzień, dzień bardzo pracowity, przygotowanie domu na niedzielę. Staram się, aby wszystko było idealnie, porządki, gotowanie, pieczenie ciasta, a dziewczynki choć chętne do pomocy, bardziej przeszkadzają niż pomagają. Obawiałam się, że odmawianie sobie czegoś słodkiego właśnie w sobotę, będzie szczególnie trudne. I nie myliłam się. Pierwsza refleksja jaka mi się nasuwa, to dążność Złego do atakowania mojej pamięci. Jestem w wieku już prawie matronalnym, ale skleroza czy jakieś inne ubytki w tym względzie, jeszcze mnie dręczą. A w każdą sobotę uświadamiam sobie, że zapominam, że jest sobota. Przychodzi jednak zawsze silny impuls przypomnienia. To tak, jakby ktoś uderzył mnie w czoło, “obudź się!”. Zaczynam się gorączkowo zastanawiać czy już czegoś słodkiego nie zjadłam. Znam siebie i wiem, że nawet nieświadome złamanie postanowienia skutkowałoby spadkiem mojej gorliwości i chęcią wycofania się ze spawy. Drugą sprawą, jest szczególne w tym dniu poczucie bycia atakowaną. Jestem niewolnicą swojego brzucha. Ta świadomość napełnia mnie gniewem i goryczą. Nie chcę, aby ktokolwiek ani cokolwiek poza Jezusem rzucało mnie na kolana. A jednak tak jest. Jedzenie, smakowanie, planowanie co zrobię na obiad a szczegolnie na deser to wielka przyjemność. Ten mój swoisty, prywatny epikureizm sprawia, że odczuwam ze smutkiem, jak bardzo długa czeka mnie droga. Wszystko wtedy we mnie krzyczy o coś słodkiego… Ponad tym wszystkim jednak góruje doświadczenie radości. Radości różnorakiej w odcieniach i natężeniu, ale za każdym razem niezwykłej. Jestem obdarowywana z hojnością na którą stać tylko Jezusa. Ja Mu daję biedny, żałosny, miedziany pieniążek mojej modlitwy i trudu a On… On daje wszystko, daje Uczucie (wcale się nie pomyliłam, chcę to pisać z dużej litery) Uczucie bliskości, wręcz fizycznej, takiej na wyciągnięcie ręki, szczęścia, które oszałamia a które musi być przecież tylko zapowiedzią rzeczy przyszłych, których moje serce nie jest w stanie pomieścić. Więc MUSZĘ dostać nowe serce, według Jego obietnicy. Otrzymuję jeden Boży prezent za drugim z rosnącym przeświadczeniem, że nie zdołam się wywdzięczyć. I pamietam o tym, o czym kiedyś mi mówiłeś, że ta radość jest jak ziarenko piasku u wrót pustyni… ”
Aleksandra 7474,
Kraków, 09.07.A.D.2012